Dedykuję Barbarze Erber
Czytelniku - jeśli nie czytałeś części I, to ZACHĘCAM do kliknięcia TUTAJ…
„Weselny” artykuł Anny Bernat-Mścisz został opublikowany 12 października 2018 roku (patrz część I). Wtedy też poinformowała o nim na swoim profilu w Face Booku. Kilka dni wcześniej pani Anna skontaktowała się ze mną, ponieważ dzięki Internetowi znalazła „dojście” do mnie, czyli do tego, który „odpowiada” za opublikowanie Opowieści z Pamięci*. Przekazała mi także zgodę Muzeum Etnograficznego w Krakowie na publikację kopii ślubnego zdjęcia oraz uzyskane stamtąd informacje oraz prośbę (cyt.):
Fotografia pochodzi ze zbiorów Działu Dokumentacji Kontekstowej Kultur. Niestety nie mamy żadnych innych fotografii z tego miejsca ani tych samych osób. Informacje jakie zostały zapisane w księdze i jakie powinny zostać podane przy publikacji to:
· Wesele wiejskie, Szreniawa, pow. Miechów, 1912 r, fot. nieznany, Nr inw III/5323/F, Fotografia ze zbiorów Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie.
My w odpowiedzi chętnie poznamy losy pary młodej i wszelkie informacje dotyczące tegoż wesela oraz osób na fotografii.
Wtedy jednak niewiele potrafiłem pomóc, ponieważ fotografii analogicznej lub choćby zbliżonej do powyższej nie posiadałem. Od ostatniej żyjącej córki Anny i Jana Szopów, Barbary Erber z Kielc (emerytowany kustosz kieleckiego muzeum etnograficznego), otrzymałem jednak wsparcie, ponieważ odnalazła w swoich notatkach zapisy mówiące o tym, że (cyt.):
- Zofia Szopówna („Mirosławianka spod Ojcowa”) i Władysław Spychała vel Spychalski**, wzięli ślub 24 września 1913 roku w Zagórowej i wtedy odbyło się ich wesele oraz sesja fotograficzna,
- natomiast ślub Anny Sewerynówny i Jana Szopy miał miejsce dnia następnego, tj. 25 września 1913, w Szreniawie.
Ze wspomnień Anny Szopa wynika jednoznacznie, że fotografem ślubu i zapewne obu wesel był pan Wolniewicz z Ojcowa (ustaliłem, że Baltazar Wolniewicz). W internecie można znaleźć jego fotografie oraz albumy fotograficzne. Jednym z przykładów jest zdjęcie: [OJCÓW - turyści]. 1907. Fotografia pocztówkowa form. 14x8,7 cm autorstwa B. Wolniewicza w Ojcowie.
Co prawda Jan Szopa i Władysław Spychalski związani byli ze środowiskiem Szkoły Rolniczej w Pszczelinie (dzisiaj Pszczelin – Brwinów), ale w świetle wspomnień Anny nawiązanie relacji między Władysławem a Zofią miało inny, bardziej romantyczny a zarazem „nowoczesny” charakter:
Zmieniały się czasy i poglądy. Młodzież zaczynała organizować się w różne stowarzyszenia i wydawać swoje pisma. W Warszawie wychodził tygodnik „DRUŻYNA”, w którym drukowali artykuły na różne tematy, pisane przez młodych, a także wiersze. Dużo było wierszy i artykułów napisanych przez wychowanków szkół rolniczych i gospodarczych. Między innymi pisywał tam (oraz do innych gazet - „Zorzy” i „Gazety Świątecznej”) – Władysław Spychalski. Podpisywał się „Władek Pszczeliniak”. Tam też swoje wiersze publikowała Zofia Szopówna – podpisywała się „Mirosławianka, Zośka spod Ojcowa” – ona skończyła szkołę w Mirosławicach 1910 roku; była siostrą mojego narzeczonego, Jana Szopy.
Młodzi nie chcieli się godzić, aby rodzice wybierali im żony czy mężów. Szukali podobnie myślących i czujących partnerów – w jakiś sposób „wyczuwali się” nawet na dużą odległość. „Władek Pszczeliniak” zakochał się w wierszach „Zośki spod Ojcowa” i w samej Zośce, chociaż jej nie znał, nie znał nawet jej adresu. Władek mieszkał w dawnej Guberni Piotrków Trybunalski, niedaleko Łaska, natomiast Zośka w Guberni Kieleckiej, blisko Ojcowa i Krakowa, w powiecie olkuskim, we wsi Zagórowa. W końcu Władek wywiedział się, gdzie mieszka Zośka i przyjechał do Zagórowej. Z miejsca oświadczył się rodzicom i samej Zośce o jej rękę. Rodzice zaakceptowali go, a Zośka przyjęła z radością. Byli w sobie bardzo zakochani…
Władek zachowywał się jak sienkiewiczowski Kmicic – nachalny i gorączka. Przy tym wysoki, smukły, w miarę przystojny, śmiały i, jak to mówią, otrzaskany w życiu. Zośka też do niego pasowała – wysoka, „w sobie słuszna” i ładna. Stanowili dobraną parę.
Literackim zainteresowaniom oraz dziennikarskim zajęciom Zofii Szopówny i Władysława Spychalskiego możemy zawdzięczać to, że o omawianym tu wydarzeniu rodzinno – towarzyskim poinformowała gazeta o zasięgu ogólnopolskim: ZIEMIANKA***.
Fragment strony tytułowej gazety „Ziemianka” z 15 listopada 1913r. |
Nim jednak przejdę do wspomnianych wycinków prasowych, uważam za warte wyjaśnienie tego, dlaczego dwa wesela „Szopowskie” (Jana i jego siostry Zofii) nie odbyły się w tym samym miejscu i tego samego dnia, a jeszcze lepiej w tym samym „urzędzie”, czyli kościele. Zapewne stałoby się tak dzisiaj, jednak w tamtych czasach poważnym naruszeniem dobrego obyczaju byłoby zorganizowanie wesela poza domem rodzinnym panny młodej. Przeniesienie ślubu poza jej własną parafię także wymagałoby pewnych zabiegów****. Może warto też zwrócić uwagę na to, że w tamtych czasach rzadko zawierano związki małżeńskie pomiędzy ludźmi mieszkającymi dalej niż 200 km od siebie, a generalnie nie przekraczano odległości 50 km. Normą wśród ludzi mieszkających we wsiach były małżeństwa zawierane nawet w tej samej wsi, a zdarzały się też małżeństwa pomiędzy młodymi z zaprzyjaźnionych lub „zainteresowanych” rodzin, na zasadzie „krzyżowej”, zwane na frymark. Miało to znaczenie przede wszystkim majątkowe - między innymi zapobiegało rozdrobnieniu i ubożeniu gospodarstw rolnych. Jedno z takich małżeństw Anna Szopowa opisała w Opowieściach z Pamięci:
Dopiero po pięciu latach małżeństwa moi Rodzice zaczęli prowadzić gospodarstwo na własną rękę. Pobrali się bardzo młodo. Ojciec miał osiemnaście, a Mama szesnaście lat. Ojciec miał brata Franciszka (był starszy od Ojca) i dwie siostry. Imion sióstr nie pamiętam - już nie żyły, gdy się urodziłam.
Mama miała siostrę Marię, starszą od niej. Z tą Marią ożenił się starszy brat Ojca - Franciszek. Taką kombinację małżeńską nazywano frymarkiem i mówili: ożenił się na frymark.
Brat Ojca, Franciszek, objął gospodarstwo po rodzicach żony, Marii, córki Wojciecha i Wiktorii Galickich. Mama przyszła na gospodarstwo rodziców Ojca i przy zapisie rejentalnym została przypisana do połowy gospodarstwa. To było prawo obyczajowe, które zabezpieczało dziedzictwo ziemi dla dzieci na wypadek śmierci jednego z rodziców i dawało kobiecie prawo równego partnerstwa w sprawach rządzenia domem, prowadzenia rodziny i gospodarowania.
Zwróćmy uwagę na zapis rejentalny mówiący o „przypisaniu do połowy gospodarstwa”. Dla rodziny utworzonej przez Jana i Annę Szopów zapis taki okazał się zbawienny, gdy w latach 30. Jan Szopa niemal utracił rodzinne gospodarstwo na skutek złodziejstwa w spółdzielni, którą współtworzył. Na szczęście rodzice Anny „dopisali” ją do gospodarstwa w Zagórowej i dzięki temu nie mogło ono zostać przejęte przez komornika i bank:
Kiedy w Olkuszu utworzyło się Towarzystwo Rolnicze, popierane przez starostę, Stamirowskiego, Janek został wybrany prezesem tej organizacji i był jej całkiem oddany. Także w sąsiednich powiatach powstały podobne towarzystwa i na ich zjeździe postanowiono zakładać polskie, czysto rolnicze sklepy sprzedające pługi, brony, kultywatory, widły i różne sprzęty i materiały potrzebne w każdym gospodarstwie rolnym. Powstał komitet, a każdy członek tego komitetu dawał uchwaloną powinność, pieniądze na zakup towarów. Z członków komitetu wybrali zarząd i uruchomili sklep „ROLNIK”.
Żaden z członków komitetu nie znał się na handlu. Prowadzenie sklepu oddali więc w ręce najętego „kierownika” i zaraz, po kilku tygodniach, okazało się, że narobił on nadużyć i zwolnił się z pracy. Nikt nie znał się na handlu, a Janek, mój mąż, był skarbnikiem i do niego kierownik przyjeżdżał prosić o podpisy na wekslach. Pewnego dnia przyjechał kierownik i sekwestrator z Wolbromia – jeśli Janek nie podpisze weksli, to zabiorą nam meble i krowy. Prosiłam męża, aby nie podpisywał tych weksli, bo zabiorą nam gospodarstwo, a ja z dziećmi zostanę na lodzie. Za kilka miesięcy właściciel weksli ogłosił upadłość „Rolnika” i zagrożono, że nasze gospodarstwo z całym dobytkiem zostanie za te wekslowe długi sprzedane na licytacji.
Przyjaciele radzili mężowi, aby cały swój majątek natychmiast przepisał na syna, dziesięcioletniego Stasia.
Do domu przywieziono akt rejentalny z 1913 roku, spisany w języku rosyjskim i przetłumaczono go na język polski. Dotąd cała rodzina myślała, że właścicielem całości jest Janek – po przetłumaczeniu okazało się, że ja zostałam przypisana do połowy gospodarstwa. Byliśmy wszyscy zadziwieni, jak to się stało?! To nas ratowało.
Wróćmy jednak do września 1913 roku i interesującego nas dwukrotnego weseliska. W notatce zamieszczonej w nr 22/1913 „Ziemianki”, wydrukowanej na stronie opatrzonej nr 350*****, pomiędzy informacjami o nieznanym darczyńcy na rzecz szkół w Kaliszu a strasznym wypadkiem wynikłym z niedopilnowania dzieci – możemy przeczytać (pisownia oryginalna):
Dwa wesela. Czytelniczki „Ziemianki” znają dobrze p. Zofję Szopównę, Mirosławiankę, z wierszy pełnych serdecznego umiłowania tego co swoje i gorącego dążenia do światła i dobra. Otóż dnia 23 września wstąpiła ona w związek małżeński z p. Władysławem Spychalskim, Pszczeliniakiem, znanym również z listów i artykułów czytelnikom pism ludowych, gorliwym pracownikiem na niwie społecznej.
Nazajutrz odbyło się wesele p. Jana Szopy, Pszczeliniaka, z p. Anną Sewerynówną, Mirosławianką. I ta młoda para dała się poznać na polu pracy społecznej. Obchód weselny odbył się podług starodawnych zwyczajów, obie pary ślub wzięły w strojach wiejskich krakowskich, drużbowie towarzyszyli w barwnych sukmanach. Tańce przeplatane były deklamacją i śpiewaniem, zabawa była ochocza pomimo że nie było ani kropli wódki, tylko jabłecznik swojego wyrobu.
Młodym parom, a zwłaszcza naszej współpracowniczce p. Zofji na nową drogę życia przesyłamy serdeczne „Szczęść Boże”.
Notatka „Dwa wesela”, „Ziemianka” z 15 listopada 1913r. |
Zwracam uwagę na kilka ciekawych faktów zawartych w tej notatce:
Obaj panowie młodzi byli absolwentami Szkoły Rolniczej w Pszczelinie, a zatem można domyślać się, że znali się także stamtąd, a nie wyłącznie dlatego, że Zofia Szopówna wiersze w Ziemiance i Drużynie****** publikowała.
Obie panny młode zostały przedstawione jako Mirosławianki, co oznacza, że pobierały nauki na kursach w szkole dla panien wiejskich w Mirosławiu (więcej o tej szkole i uczeniu się w niej oraz skutkach z tego wynikających znaleźć można w Opowieściach z Pamięci).
Podkreślono (w oryginale kursywą), że w trakcie weselisk nie spożywano alkoholu w postaci wódki, lecz domowej produkcji jabłecznik. To ważna informacja w kontekście tego, że ojciec Zofii i Jana, Mikołaj Szopa, przed I wojną światową trudnił się trochę przemytem spirytusu przez pobliską granicę (Królestwo - Galicja), a proceder oraz spożywanie alkoholu porzucił w dość anegdotycznych okolicznościach (oczywiście opisanych w Opowieściach…). Pamiętam, że doskonały jabłecznik wytwarzany przez Babcię Anię spożywałem jeszcze w latach 70 XXw. Wino to smakowało nie tylko jabłkami, ale też ziołami – i było daleko inne od osławionych „jaboli” produkcji „państwowej”. Pochwalić się też mogę wiedzą o tym, że przed 1939 rokiem Polska eksportowała swoje jabłeczniki na Zachód, gdzie podobno były wysoko cenione. A więc nie wyłącznie Francja z cydru słynęła!
Dość daleko odszedłem od tematu zasadniczego, czyli próby opisu osób i okoliczności dwóch wesel, którym towarzyszyła sesja fotograficzna zorganizowana w domu Szopów, w Zagórowej, a więc w trakcie wesela Zofii i Władysława Spychalskich. Zaręczam jednak, że w kolejnej części tej opowieści wyjaśnię i udowodnię nie tylko, że pierwszy ślub miał miejsce nie 23 września, lecz 24, a zatem zdjęcie rzeczywiście wykonano 24 września 2013 r. w Zagórowej. Przedstawię także kilka osób uwiecznionych na tej fotografii.
WojCiech
Ciąg dalszy nastąpi… czyli: Dwa wesela – podsumowanie
---------------------------
* - Całość wspomnień z tymi weselami związanych w Rozdziale XXII. ZNÓW W DOMU – ROK 1913 – WESELE książki p.t. Opowieści z Pamięci.
** - Władysław Spychała vel Spychalski: wg Anny z Sewerynów Szopowej w dniu zawierania ślubu Władysław formalnie nosił jeszcze nazwisko Spychała i tak został zapisany w aktach parafialnych (cyt.):
Władek nazywał się Spychała i tym nazwiskiem ksiądz proboszcz parafii Imbramowice głosił zapowiedzi i przy akcie ślubnym tym nazwiskiem Władek się podpisał. Po kilku latach zmienił nazwisko na Spychalski.
Kontakty Szopów z rodziną Spychalskich utrzymywały się długo. Ktoś z nimi spowinowacony podobno mieszkał (lub nadal mieszka) w Szczecinie, ale nie „miałem szczęścia”.
*** - Periodyk Ziemianka wydawany w latach 1910 – 1921 (początkowo dwutygodnik, a od 1916 miesięcznik), redagowany przez Marię Rodziewiczównę, adresem i związany ze Zjednoczonym Kołem Ziemianek. Według opracowania Ewy Maj („Ziemianka” – organ prasowy Zjednoczonego Koła Ziemianek 1908-1919; str. 11 i dalej) było to czasopismo o mocnych akcentach feministycznych, poświęcone sprawom oświaty, dobrobytu i rozwoju społecznego wiosek, reklamowana jako o dwutygodnik dla gospodyń małorolnych albo gospodyń wiejskich.
Obydwa pisma miały wspólne parametry: identyczne były wymiary fizyczne (po 22 cm), numeracja (skorygowana dopiero w 1912 roku), profil tematyczny, uproszczona, pozbawiona ozdobników szata graficzna – jedynie incydentalnie zamieszczane były fotografie.
Pierwsza strona Ziemianki z 15 listopada 1913 r. |
**** - Przeniesienie ślubu poza jej własną parafię także wymagałoby pewnych zabiegów. - Przez setki lat parafie były zarówno najniższymi jednostkami administracji kościelnej, jak też państwowej. Istniał przymus obligujący wiernych do praktyk religijnych tylko w swojej parafii. Układ ten przetrwał z niewielkimi zmianami do połowy XX wieku. Przez wieki ludność musiała uczęszczać na msze do przypisanego kościoła parafialnego, nawet wtedy, jeśli był daleko - ostatecznie w odległym nabożeństwie musiał uczestniczyć choć jeden delegat wsi. (Ryszard Kyzioł, Jeżówka, Olkusz 2020; str. 22-23).
***** - str. 350 w całości wygląda tak:
Ziemianka nr 22 z 15.11.1913, str. 350.
****** - Periodyk Drużyna – czasopismo (tygodnik, dwutygodnik) propagujące „junacki” ruch patriotycznej i dążącej do nowoczesności młodzieży wiejskiej (Związek Młodzieży Wiejskiej), ukazujące się w latach 1912 – 1914 i 1918 - 1921 (red. Adam Chętnik).